Dramaturg Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach
Zamknięty sklep zoologiczny w hipermarkecie. Chomiki, świnki morskie, myszki, białe szczurki, myszoskoczki, króliczki w akwariach. Spokój. Nikt nie puka co chwilę w szybkę, nie piszczy z zachwytem. Patrzę, czy mają, co jeść i pić. Mają. Ktoś przychodzi i uzupełnia miseczki.
W hipermarkecie przyciemnione światło. Czynne są tylko stoiska spożywcze. Garstka ludzi kręci się między długimi półkami pełnymi kiełbas, serów, deserów, kefirków, jogurcików, śmietanek do kawy, składników do pieczenia ciast, mięsa w każdej postaci, martwych ryb i ich martwej ikry, stu rodzajów mąki, miliona cukierków, batoników i ciasteczek, świeżych owoców, suszonych owoców, mrożonych owoców ze wszystkich kontynentów. Wielki, zawsze nakryty stół pełen pyszności z całego świata, czeka. Tylko gości mało.
Zamknięty sklep zoologiczny znajduje się naprzeciwko zamkniętego biura podróży. W oknie wystawowym biura podróży pełnym zaproszeń do wspaniałych przygód i niezapomnianych podróży do najodleglejszych zakątków globu odbijają się chomiki, świnki morskie, myszki, białe szczurki, myszoskoczki, króliczki w akwariach, a także ptaki w klatkach i rybki. Jeden chomik skacze uporczywie na dwóch łapkach, oparty całym ciałem o szybę, wpatrzony w górę. Przednie łapy próbuje wyciągnąć jak najwyżej, rozciąga ciało, pręży je, odbija się raz na dwóch tylnych łapach, raz tylko na jednej. Tyle pokoleń w niewoli, a jednak wciąż wierzy, że szyba w końcu ustąpi i mury runą.
Są akwaria samotnicze, z jednym osobnikiem, są i przepełnione, pełne dzieci małych i trochę większych, które urodziły się tu i innego świata nie znają. Mała mysz biega przy krawędzi akwarium tam i z powrotem, tam i z powrotem, w równym tempie. Jej współlokatorki starają się nie reagować.
Zna się każdy milimetr swojej przestrzeni, od ściany do ściany. Widzi się każdą, najdrobniejszą zmianę. Wszystkie krajobrazy świata, wszystkie zmiany pór roku, wiatru i pogody muszą zmieścić się w tej ciasnej przestrzeni.
Wpatruję się w małe akwarium z rybami. Co one robią? Jak spędzają swoje życie ozdobne ryby akwariowe w wielkim hipermarkecie, kiedy im nikt nie przeszkadza, nikt ich nie wyławia, nie wodzi palcem, nie czuć drgań od ludzkich kroków. Jest duża welonka z gigantycznym, jak na jej rozmiary ogonem, mniejsza od niej srebrna, lśniąca rybka i glonojad. Wszystkie relacje międzyosobnicze, wszystkie emocje oceanu muszą się zmieścić w maleńkim akwarium. Welonka, która początkowo wydaje się pewna swojego miejsca, stateczna i silna, zajmuje lewą, dolną ćwierć akwarium i prawie się z niej nie rusza. Wisi w wodzie, jakby pogrążona w letargu, jakby prowadziła intensywne i absorbujące życie wewnętrzne. Mały glonojad przycupnął z drugiej strony, przyssany do prawej szyby, ukryty za liściem podwodnej roślinki, niedaleko brzęczka, który cały czas jednostajnie pracuje i robi im harmonię sfer. Ale karty w tej izolacji rozdaje mała, srebrna. Jest szybka i roznosi ją energia. Musi coś robić. Nieustannie opływa trzy czwarte przestrzeni akwarium, tam i z powrotem, w nieregularnym tempie, robiąc nagłe zwroty. Niby starannie omija część zajętą przez welonkę, ale wyraźnie co jakiś czas specjalnie ją narusza. Welonka traci wtedy swój pozorny spokój i odwraca się, ale małej srebrnej już tam nie ma. Welonka przepływa majestatycznie przez całe akwarium, od ściany do ściany. Przepływa tak trzykrotnie i wraca na swoje miejsce. Dokładnie na to samo miejsce, jakby miała tam jakiś niewidzialny, wyleżany fotel, w którym czas wyżłobił dokładnie formę welonki w skali od jeden do jeden. Po tym pokazie siły mała srebrna wycofuje się i pływa tylko po prawej, całą lewą część akwarium zostawiając welonce. Wyżywa się na glonojadzie. Nienawidzi go. Z impetem roznosi jego kryjówkę pod liściem i uderza go w kark. W coś w rodzaju karku. W coś, co glonojady mają w miejscu karku. Odpływa do niewidzialnej granicy w połowie akwarium i wraca podwójnie agresywna, użreć najmniejszego. Glonojad odsuwa się w najdalszy kąt. W dolny kant akwarium, jakby próbował wydrążyć tunel. Ale stąd nie ma ucieczki. Rozdrażniona, mała srebrna, wygląda jakby go chciała zabić i roznieść szczątki po całej swojej połowie, ale nie robi tego, bo dzięki temu starczy jej na dłużej. Najprawdopodobniej przez długi czas nic się w tym układzie nie zmieni na lepsze.
Napijmy się!
Występują
ELŻBIETA – matka, żona i kochanka
SZYMON – mąż
PAULINA – córka duża
MICHAŁEK – synek mały
ELŻBIETA
Ale naprawdę nie możemy na Malediwy?
SZYMON
Nie.
ELŻBIETA
Ale serio, serio, serio???
SZYMON
Serio nie, i nie, i nie.
ELŻBIETA
Czy ktoś może mi to racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego Malediwy nie?
SZYMON
Widziałaś, ile tam jest miejsca na takiej wyspie? Zesramy się z nudów.
ELŻBIETA
Bo tobie jest obca rozrywka pod tytułem: leżenie na plaży i czytanie książek.
SZYMON
Poleżeć i poczytać możemy sobie w domu.
ELŻBIETA
A plaża?
SZYMON
Chcesz, to ci zrobię plażę w łazience, chcesz?
PAULINA
Dwa tygodnie leżeć i czytać?! Masakra!
ELŻBIETA
No to gdzie? Tylko nie mów, że znowu Egipt! Mam dosyć tego smrodu wielbłądów!
PAULINA
I nie znowu Turcja, błagam! Już rzygam Turcją!
MICHAŁEK
Ja chcę do Danii!
ELŻBIETA
Tam jest za zimno.
PAULINA
Ty nie chcesz do Danii, tylko do Legolandu.
MICHAŁEK
Chcę do całej Danii!!!
ELŻBIETA
Ale jak ja gdzieś jadę i płacę, to chcę, żeby było ciepło i nie padało! I żeby poleżeć i poczytać.
PAULINA
Zanzibar. Podobno jest cudowny. Nikola była.
SZYMON
Co z tego, że Nikola była? Mam jechać tam, gdzie Nikola była. Odwaliło ci?
ELŻBIETA
Tam są robaki. Pełzające, latające. Włażą ci wszędzie.
PAULINA
Są moskitiery.
ELŻBIETA
I mam chodzić w moskitierze po plaży?
Zresztą jak dla mnie, to za gorąco. Jak gdzieś jadę i płacę, to nie żeby się męczyć.
MICHAŁEK
No to do Laponii.
PAULINA
Chyba cię pogięło. Tam nie ma co robić! Jakiś byle jaki las i długo nic.
ELŻBIETA
Jak dla mnie za zimno. Jak gdzieś jadę i płacę, to nie żeby marznąć.
SZYMON
Mam dla was coś ekstra, co wszystkich pogodzi.
ELŻBIETA
Dlatego zdyskwalifikowałeś moje Malediwy!
MICHAŁEK
Ja nie chcę na Malediwy!!!
PAULINA
Nie bój się! Tata ma coś gorszego.
SZYMON
Ta daam! Chiny! Wycieczka objazdowa! Zamurowało? Tam jeszcze nas nie było. Zakazany pałąc, mur, chińskie targowiska, żółte rzeki, ryżowe bezdroża...
ELŻBIETA
Strasznie się umordujemy.
PAULINA
Dwadzieścia godzin samolotem. A potem jeżdżenie i jeżdżenie. I tłumy ludzi.
MICHAŁEK
Nieeee!!!
ELŻBIETA
Szczerze? To ja już wolę siedzieć w domu. Poleżę sobie, poczytam, filmy pooglądam. W samotności i na luzie.
PAULINA
Marzę o tym, żeby nigdzie się z wami nie tłuc, nie łazić, nie jeździć, nie latać, nigdzie nie wychodzić, tylko się zamknąć w pokoju i sobie spędzać dnie i noce na kompie, i na smartfonie. Serio.
MICHAŁEK
Tylko grać i oglądać bajki? I nie chodzić do szkoły już nigdy?
PAULINA
Nigdy.
MICHAŁEK
Hurrra!!!!
SZYMON
A wy myślicie, że to jest dla mnie przyjemność? To ciągłe użeranie się z wami na tych wyjazdach? Że ja marzę o podróżowaniu z wami przez Chiny, czy o łażeniu na malediwską plażę? Nie. Gdyby mnie zwolniono z obowiązku podtrzymywania rodzinnych więzi oraz edukowania was światem, to bym się najchętniej położył na łóżku i przespał cały wolny czas, ile tylko się da. I budziłbym się tylko jeść, pić i do toalety. O tak! O tak! Niech się tak stanie, błagam!
MICHAŁEK
Błagam!
PAULINA
Ja też błagam!
PAULINA
Nigdzie nie? Jak tak nigdzie nie? Wszyscy tak, a my nie? Jak tak? No nie, no nie. Ale chciałabym.
Chciałabym. Tak. Ale niech inni też nie. Niech sobie nie myślą, że coś tam. Jakby się stało coś takiego, że nikt nigdzie nie, i że nie trzeba, naprawdę nie trzeba, to ja byłabym potwornie szczęśliwa.
Ewentualnie Wenecja.
SZYMON
To co? Wenecja czy Chiny?
Na scenę wychodzi dziecko w koronie i pośpiewuje piosenkę
Potrzebuję kogoś żywego.
Potrzebuję kogoś żywego.
Ja jestem zdolny do życia samodzielnego
przez góra trzy dni.
Więcej nie umiem, umieram
z braku kogoś żywego.
Umieram z braku kogoś żywego,
jak ty.
Twarz dziecka uśmiechniętego.
Twarz dziecka uśmiechniętego.
Oczami dziecka ukochanego spoglądam.
Nie złorzecz mi!
Bo ja po prostu umieram
z braku kogoś żywego.
Umieram z braku kogoś żywego,
jak ty.
Tak, żal mi człowieka starego.
Tak, żal mi człowieka starego.
Oszczędzam mu tego wszystkiego złego,
niech śpi.
Ja cię po prostu wyręczam
w tym, co cię skrycie zadręcza.
Skracam
złe dni.
Przychodzę tu ze strasznego
Przychodzę tu ze strasznego
miejsca tak bardzo ludzkiego, zwierzęco-piekielnego,
straszniejszego niż straszne sny.
Więcej nie powiem. Umieram
z braku kogoś żywego.
Umieram z braku kogoś żywego.
Pomóż mi!