W rankingu Tomasza Domagały z portalu DOMAGAŁAsięKULTURYmamy i my swoje miejsce! Gratulacje dla Anny Kadulskiej i Artura Święsa - oto uzasadnienie do ich kreacji. Całość rankingu do przeczytania
tutaj. AKTORKI DRUGIEGO PLANU:
Anna Kadulska, / Potop, reż. Jakub Roszkowski /– bardzo trudno jest grać aktorom w takich spektaklach, w których do zagrania jest kilka epizodów. Tu, w Potopie Jakuba Roszkowskiego, z racji konwencji jeszcze jakby trudniej. Nie wystarczy bowiem przebrać się w inny kostium, żeby było dobrze. Trzeba kilkoma sztychami zarysować postać, po czym w kilka minut ją wypełnić. Anna Kadulska doprowadziła jednak tę formę aktorskiego rzemiosła w Śląskim do perfekcji. Zagrała tu kilka ról: smakowitą postać ciotki Kulwiecówny, obłędną tańczącą królową, Szwecję, wreszcie króla dewocji i Polski – Jana Kazimierza. Najpełniej widać jednak jej kunszt w roli Matki Boskiej, która ukazuje się Kmicicowi w dość dramatycznym momencie jego życia. Jako że Sienkiewicz jest w spektaklu puentowany piosenkami ostatniego ćwierćwiecza, Kmicic śpiewa tu Na zakręcie Agnieszki Osieckiej. Anna Kadulska tuli go w ramionach, niczym na obrazie jakiegoś dawnego mistrza i popala papierosa (przepyszny cytat z Krystyny Jandy, świętującej kiedyś triumfy wykonaniem tej piosenki). Patrzy przeciągle, zamyślona, a ja, w obliczu tej współczesnej piety, nie mogę się pozbyć wrażenia, że „na zakręcie” jeszcze bardziej od Kmicica jest właśnie Matka Boska… tak się właśnie buduje „złote, a skromne” role.
GŁÓWNA ROLA MĘSKA:
Artur Święs / On wrócił, reż. Robert Talarczyk / – Święs gra Hitlera, który w zagadkowy sposób powrócił w nasze czasy. Współcześni mu bohaterowie biorą go za uczestnika talent show i cała opowieść nie byłaby warta wspomnienia, gdyby nie przemowy Hitlera, które Święs w ramach występów w teleshow odtwarza z niezwykłą precyzją i zaangażowaniem. Monologi te po kilku minutach sprawiają, że skóra zaczyna cierpnąć, czujemy bowiem, że tak podany faszyzm naprawdę mógł porwać tłumy, co fabuła tej tragikomedii dodatkowo podkreśla. Wielka to zasługa Święsa, widzowie scenicznego Mam talent oraz spektaklu Roberta Talarczyka musieli bowiem uwierzyć, że to naprawdę Hitler, i że tamci, „sceniczni” mieli prawo uznać go za prawdziwego. Ta właśnie podwójna sztuka udaje się Arturowi Święsowi! Muszę przyznać, że pierwszy raz w teatrze się przestraszyłem, bałem się samego święsowego Hitlera, ale i tego, że swoim zaangażowaniem i ohydnymi poglądami przekona widownię, a może nawet i mnie! W końcu od „dobrze mówi!” do pieców Auschwitz upłynęło zaledwie siedem lat. Niezwykła transformacja, niezwykła rola.